Ot, co: plaży to nie przypomina. Wydawałoby się, że na brzegu leży mnóstwo śniegu stykającego się z wodą i zamarzającego. Nic bardziej mylnego. Mnóstwo pyłu wulkanicznego wpada do wody, mieszając się z nią. W porównaniu do epicentrum, z którego pochodzi pył, było go tutaj stosunkowo mało. Wystarczająco dużo, aby zmienić podłoże w białe pola. Gdy się przejdzie kawałek bliżej, widać wyraźnie całkiem świeże ślady stóp lub butów wskazujące na to, że wyspa jest zamieszkana. Przez kogo? Tego można się dowiedzieć dopiero po dłuższym zwiedzaniu, póki kolejna fala pyłu nie nadeszła.