Po przejściu kilkuset metrów wzdłuż "komputerowych prostopadłościanów" można było przyjrzeć się sporych rozmiarów placowi. Na jego środku wyrastała ogromna kolumna, o którą oparty był pomnik siedzącej po turecku kobiety. Głównie ona wypełniała swą grozą przestrzeń i ona zwracała na siebie uwagę. Na kolanach miała oparty dziwny instrument, budową przypominający lutnię. Prawą rękę miała obłożoną materiałem, ciągnącym się po ziemi. Lewą z kolei miała jedynie obwiązaną wstążką lub bandażem nieco powyżej łokcia. Obie ręce miała rozłożone i uniesione nieco w górę. Jako ubiór miała coś na kształt bezrękawnikowego kimona. Na głowie miała dziwny przedmiot, przypominający nieco koronę, albo też czapkę... Zależy, jak na to spojrzeń. Na pewno była to ozdoba do włosów. Włosy miała nieco "wlepione" w kolumnę, o którą była oparta. Patrzyła tępo w prawą stronę, jakby smutna, czekająca na czyjeś przybycie... I niemal płacząca.